Należy przypomnieć, iż według powszechnej opinii jazz powstał w delcie Missisipi - w Nowym Orleanie – jest to komunał, na który składają się przenikające się wzajemnie prawda i fałsz. Prawdą jest natomiast to, że w okresie powstawania jazzu (pod koniec XIX w.) Nowy Orlean stał się miastem najważniejszym. Jednocześnie był jednym z głównych portowych miast Ameryki. Tu przybywały statki nie tylko z Europy, ale także z Kuby i innych wysp Morza Karaibskiego oraz z Ameryki Środkowej. Mieszkali tu zarówno liczni potomkowie francuskich osadników, zwanych Kreolami jak również przybyli z Kanady frankofońscy Cajunowie, a także biali anglosascy protestanci i wyzwoleni po wojnie secesyjnej murzyńscy niewolnicy.
Ten rasowy i wyznaniowy diabelski tygiel – mieszanka kultur - od zawsze łączyła muzyka, grana przy każdej nadążającej się okazji począwszy od narodzin po zgon. Stąd też m.in. powstała tradycja grania na pogrzebach, jak również w każdą kolejną ich rocznicę. Nowy Orlean był miejscem pełnym muzyki (jazzu), tańca, grzechu (licznych domów publicznych), ślubów i pogrzebów. Miasto było pełne barów i klubów, gdzie przy alkoholu i muzyce jazzowej bawiono się do białego rana. Towarzyszyła temu legenda Missisipi z pływającymi po niej pięknymi jak pałace bocznokołowcami.
Zanim powstał styl nowoorleański, istniał już ragtime’em z jego przedstawicielem znakomitym Scottem Joplinem – pianistą i kompozytorem. Kontynuatorem ragtime’u był zaś Jelly Roll Morton. O ragtime`ie można powiedzieć, że jest „białą muzyką graną na sposób czarny“.
Ta swobodna, beztroska atmosfera, pomimo nawiedzanych Nowy Orlean wielu kataklizmów trwała nieprzerwanie aż do 1917 r., kiedy to dowództwo marynarki wojennej USA doprowadziło do jej upadku przez likwidację domów rozpusty - był to niewyobrażalny cios dla lokalnego społeczeństwa. Wzrosło gwałtownie bezrobocie, a setki muzyków poczęło odpływać (emigrować) do Chicago, następnie Nowego Jorku i innych Amerykańskich metropolii. To właśnie w Chicago przeżywał swoje wielkie dni Blues z jego największą wokalistką Bessie Smith. Tutaj także narodził się nowy styl zwany Chicago.
Niejako po drodze powstał dixieland za sprawą owych muzyków – głównie białych. Wszelako słowo dixieland, jak niektórzy twierdzą ma swoje korzenie w luizjańskich 10. dolarowych banknotach, na których obok słowa „ten“ występowało francuskie słowo „dix“ czyli dziesięć. Amerykanie z Północy nazwali też tę luizjańską krainę „Dixielandem“, a muzykę: „dixieland jazz“.
Znakomitymi przedstawicielami dixielandu byli tacy muzycy jak: Louis Armstrong, wspomniany już Jelly Roll Morton, Bix Beiderbeck, Kid Ory, King Olivier czy Sydney Bechet i John Dodds oraz zespoły: Hot Five, Red Hot Peppers, Original Dixieland Jass Band, Stein`s Dixie Jass Band…
Zaduszki jazzowe, których korzenie sięgają obrzędów nowoorleańskich zaszczepione zostały na grunt polski w postaci zaduszkowego grania jazzu (w Krakowie 1954 r.) w intencji zmarłych muzyków, a które to granie przerodziło się w najstarszy festiwal tego typu na świecie! Od tamtego czasu tradycja ta rozlała się po całym kraju i jest kontynuowana w wielu dużych miastach Polski, jak również poza nimi.
Zespół DIXIE WARSAW JAZZMEN stanowi czterech bardzo doświadczonych znanych i cenionych muzyków „weteranów“ starego dobrego jazzu – jazzu tradycyjnego. Jest jego kontynuatorem, w którego repertuarze znajdują się utwory powstałe w okresie międzywojnia, a także wcześniejsze te z Nowego Orleanu od lat stanowiące ozdobę miedzy innymi Zaduszek Jazzowych.
Uczestnicy owych spotkań wspominają nie tylko zmarłych muzyków, ale i swoich najbliższych. Ta ponad półwieczna już tradycja stała się okazją do prezentowania tej pięknej muzyki. Muzyki, która niezmiennie od ponad stu lat potrafi wzruszać, ale i pozytywnie nastraja do życia. Na tym polega jej fenomen. Sztandarowymi zaś utworami tamtego okresu są m.in. When The Saints Go Marchin `In, Just A Closer Walk With Phee, czy St. James Infarmary.
Majka Musiał
2 listopada, godz. 18:00
Ośrodek Kultury w Dzielnicy Wesoła
m.st. Warszawy
ul. Starzyńskiego 21
05-075 Warszawa